W swoim
życiu nikogo bardziej nie kochałam niż mojego starszego o cztery
lata brata. Zawsze byliśmy sobie bliscy, mimo różnicy wieku. Dla
mnie Jasiek był opiekunem i pomocą bardziej niż ktokolwiek.
Troszczył się o mnie, gdy byłam całkiem malutka i bronił, gdy
podrosłam już trochę, przed złośliwymi chłopakami i agresywnymi
dziewczynami. Wiedziałam, że zawsze mogę na niego liczyć, toteż
przychodziłam do niego a nie do mamy ze wszystkimi swoimi troskami.
Zapracowani
rodzice nie wiedzieli o mnie tyle, ile mój brat, który potrafił
zachować wszystko w tajemnicy. Był po prostu moim jedynym
przyjacielem, gdyż nie przyjaźniłam się z żadną koleżanką.
Gdy Jasiek
wyjechał na studia do Poznania, bardzo to przeżyłam. Byłam na
niego zła i przez pierwsze kilka miesięcy nie odpowiadałam na jego
listy.
Nie
wytrzymałam jednak długo i zaczęłam do niego pisać, zwłaszcza
gdy pierwszy raz zakochałam się w chłopaku, który nie zwracał na
mnie uwagi. Byłam zrozpaczona, więc wyznałam wszystko bratu,
wypłakując przy tym morze łez.
Byłam już w
drugiej klasie liceum i po skończeniu szkoły zamierzałam wyjechać
na studia, oczywiście również do Poznania. Rodzice byli zadowoleni
z takiej decyzji, bo mieli nadzieję, że brat nadal będzie trzymał
nade mną pieczę.
Dostałam
się na pierwszy rok mojej ukochanej biologii, gdy Jasiek
przygotowywał się do obrony dyplomu. Po studiach miał pozostać na
uczelni w roli asystenta.
Jako
siostra nie sprawiałam mu kłopotu. Uczyłam się w miarę pilnie,
nie chodziłam po knajpach i nie wdawałam się w awantury. Może i
miałam charakter rozrywkowy, ale zawsze trzymałam się ustalonych
przez siebie granic. Jeżeli wychodziłam na imprezę, to zawsze nie
sama lecz w towarzystwie. Piłam tylko wino, narkotyków nie
próbowałam mimo nacisków koleżanek. Przygodny seks mnie nie
pociągał. Chciałam ten pierwszy raz zrobić to z miłości a nie
dla rozrywki. Tak naprawdę, to bałam się tego wydarzenia i
odsuwałam je od siebie.
Jasiek
chyba martwił się, że wyrosła ze mnie taka dziwaczka, ale mnie
było z tym dobrze.
Brat poznał
mnie ze swoim towarzystwem. Zaprzyjaźniłam się z Romkiem, kolegą
Jaśka, starszym ode mnie. Był wesoły i mądry, ale byliśmy
jedynie kumplami, przynajmniej do pewnego czasu. Poznałam też
Monikę, dziewczynę braciszka. Oczywiście nie polubiłam jej, może
dlatego, że skakał koło niej jak niańka a królewna z pogardliwym
uśmiechem przyjmowała jego hołdy.
Zdziwiona
byłam, że on nie widzi, jaka ta dziewczyna jest nieszczera i
sztuczna, zarozumiała i przesadnie pewna siebie. Nie chciał słuchać
żadnych uwag krytycznych na jej temat, więc dałam spokój, bojąc
się, że stracę sympatię brata.
Po roku
Jasiek zawiadomił, że zaręczył się z Moniką, co przyjęłam ze
strachem. Bałam się, że ta kobieta go zniszczy, że nie będzie z
nią szczęśliwy, ale oni już ustalili datę ślubu.
Zajęta nauką
nie spotykałam się z nim ani z Romkiem tak często jak dawniej,
więc nie znałam wszystkich szczegółów jego życia.
Gdy dzwonił
do mnie niekiedy, mówił, że jest szczęśliwy i opowiadał głównie
o Monice. Właściwie nie dziwiło mnie to, gdy dowiedziałam się,
że była to pierwsza i jedyna jego dziewczyna.
Pewnego
dnia zadzwonił do mnie Romek, prosząc o natychmiastowe spotkanie.
Wiedziałam, że ma ważną sprawę, gdyż nie zawracałby mi głowy
przed egzaminem.
- Aga, ratuj swojego brata – zaczął bez wstępu.
- A stało się coś? – nie rozumiałam, o co mu chodzi.
- Monika go zniszczy! Chłopak się załamie – mówił poważnie jak nigdy.
- Ameryki nie odkryłeś. Próbowałam go ostrzec, ale nie chciał słuchać. Ale czemu teraz? Co ty wiesz?
Spojrzał,
jakby w moich oczach szukał ratunku:
- Ona go oszukuje. Lada dzień zerwie zaręczyny, bo ma bogatego kochanka. Czekała tylko na jego rozwód. Właśnie wczoraj go otrzymał.
- Skąd wiesz? Może to tylko plotka?
- Była żona tego człowieka jest koleżanką mojej siostry, więc znam sprawę. On ma firmę zagraniczną i dwie wille, więc Monika na to leci. A ten naiwniak nie wie, z kim ma do czynienia.
- Jasiek niczego się nie domyśla?
- Chyba nie, bo nadal zapatrzony jest w swoją Moniczkę. Tym bardziej będzie to dla niego cios. Nie tylko zresztą uczuciowy, ale i finansowy. Wiesz, że twój brat wziął kredyt 12 tysięcy na pierścionek i ślub?
- Nie, nic nie mówił. Boże, on się załamie. Gdzie on teraz jest?
- Chyba w domu. Miał jednak gdzieś się z nią spotkać.
- Chodźmy, może zdążymy – krzyknęłam i złapałam za płaszcz.
Żadne z nas
nie miało samochodu, więc próbowaliśmy złapać taksówkę,
wreszcie pojechaliśmy autobusem.
Jaśka w domu
nie było, więc postanowiliśmy zaczekać przed domem. Minęła
północ, Romek odprowadził mnie do domu. Rano próbowałam
dodzwonić się do brata ale nie odbierał telefonu. Monika też
milczała a jej sąsiedzi powiedzieli, że wczoraj wyjechała z
jakimś mężczyzną, podobno za granicę. Rysopis nie pasował do
brata.
Poszukiwaliśmy
go przez następne dwa dni, wreszcie zawiadomiłam policję. Gdy
otwarto drzwi jego mieszkania, już od wielu godzin nie żył. Otruł
się. Na stole był list do mnie. Prosił o przebaczenie i wyjaśniał,
że nie wyobraża sobie życia bez niej, że go oszukała, że
podeptała jego miłość.
Zemdlałam
wtedy i długo potem chorowałam. Wróciłam jednak do zdrowia, bo
przyświecała mi teraz idea, która stała się głównym celem
życia.
Rodzice
ciężko przeżyli samobójstwo syna i zmarli w krótkich odstępach
czasu.
Skończyłam
studia i podjęłam mało absorbującą pracę. Tylko kilka miesięcy
zajęło mi znalezienie Moniki. Zwolniłam się z pracy, sprzedałam
mieszkanie po rodzicach i wyjechałam do innego miasta, by być
blisko niej. Zmieniłam nazwisko. W jaki sposób, to tylko ja wiem. W
każdym razie posługiwałam się dowodem na nazwisko obcej osoby,
Ewy Wańskiej. Wynajęłam samodzielne mieszkanie w cichej dzielnicy,
gdzie nikt nie interesuje się nikim.
Wiedziałam,
gdzie jest moja ofiara i powoli realizowałam swój plan.
Zmieniłam
kolor włosów a makijaż dopełnił reszty. Nikt by mnie nie poznał,
nawet gdybym natrafiła na dawnego znajomego. Nawet sposób mówienia
miałam inny. Ćwiczyłam go przed lustrem wiele godzin.
Zaczęłam
zbierać informacje o Monice. Gdzie bywa, jakich ma znajomych, gdzie
robi zakupy, czym się zajmuje. Wkrótce wiedziałam już o niej
wszystko.
Jej mąż był
bogatym arogantem a ona miała kochanka. Młodego kierowcę ich
wspaniałej limuzyny.
Śledząc
ją, udało mi się zrobić kilka zdjęć jak się gołąbki całują.
Potem zdobyłam zdjęcia z hotelu, gdzie wynajęty przeze mnie
detektyw zainstalował kamerkę.
Najprościej
byłoby ją wykończyć od razu, ale to byłoby za mało. Chciałam,
żeby cierpiała.
Zdjęcia
wysłałam do firmy jej męża. Wkrótce nastąpił głośny rozwód
z jej winy, o czym rozpisywały się gazety. Monika wyjechała, a ja
za nią. W odległym mieście wynajęła mieszkanie i zaczęła
szukać pracy. Tutaj „przypadkowo” spotkałyśmy się. Ot, dwie
osoby poszukujące pracy. Poszłyśmy razem na kawę, potem
zaczęłyśmy u siebie bywać. Nie poznała mnie, zresztą
widywałyśmy się przedtem rzadko.
Kiedyś
opowiedziała mi swoją historię szlochając jak dziecko. Mówiła
przez łzy jaka jest nieszczęśliwa, jak straciła dom, męża i
majątek. Dał jej jakieś ochłapy, bo udowodniono jej winę. Jej
żałosny płacz i narzekania były balsamem na moje serce.
Udawałam
współczucie, ale w duchu cieszyłam się, patrząc na jej rozpacz.
Minęło
kilkanaście dni. Pewnego razu zadzwoniła do mnie, chcąc się
spotkać. Gdy weszła do kawiarni, zobaczyłam, że jest w świetnym
humorze, jakby nagle spotkało ją jakieś wielkie szczęście.
Pewnie małżonek jej przebaczył, dureń...
pomyślałam ze złością. Ale ona na wstępie wypaliła:
- Słuchaj, mam nowego narzeczonego!
- To szybko po rozwodzie się pocieszyłaś – odparłam złośliwie.
- A po co czekać. Tamten to był palant. Dopiero teraz się odkuję, zobaczysz. Poznałam prawdziwego milionera z Austrii, wkrótce z nim wyjadę. Świata za mną nie widzi – paplała rozpromieniona.
- No, to ty masz szczęście do facetów, zawsze znajdujesz bogatych.
- A po co mi biedni? To strata czasu.
I
opowiedziała mi, jak znajomi poznali ją z nowym amantem. Dalej
spryciara zrobiła już swoje, ostatecznie znała wszystkie sztuczki,
mające na celu omotanie mężczyzny. Tylko mój brat się na niej
nie poznał.
Wystraszyłam się, że wkrótce wyjedzie i nie dokończę
swego dzieła, więc postanowiłam działać. Pod jakimś pretekstem
pojechałam do niej. Zrobiła kawę i poszła po kieliszki do wina.
Miałam czas, aby wlać jej trochę trucizny. Tylko trochę, aby jej
jeszcze nie zabiła. Nic nie zauważyła i gawędziła opowiadając o
swoim narzeczonym.
Spotkałyśmy
się jeszcze dwa razy i miałam okazję do podania jej następnych
dawek. Wydawała mi się nieco bledsza. Dopiero za trzecim razem
przyznała mi się, że bardzo źle się czuje, że lekarze nie
wiedzą, co jej jest. Jasne że nie wiedzieli, ostatecznie kiedyś
zajmowałam się zielarstwem, zresztą jako biolog też wiedziałam,
jakie rośliny są toksyczne. Zrobienie bezbarwnej i neutralnej w
smaku mikstury to już było dziecinnie łatwe.
Wreszcie
zadzwoniła do mnie, prosząc o przyjście.
- Chyba mam jakąś okropną chorobę. Nie wiem, co to jest. Ernest zatrudnił dla mnie opiekunkę i lekarza. Za tydzień mamy wyjechać do Austrii – mówiła leżąc w łóżku.
Cienie
pod oczami i wyraz cierpienia na jej twarzy ucieszył mnie bardzo.
Opiekunki nie było, bo wyszła do sklepu. Monika poprosiła o
szklankę wody. Oczywiście przyniosłam jej, doprawiając napój
moim specyfikiem. Poczekałam, aż wypije.
Siedziałam,
cierpliwie czekając. Nagle zaczęła zwijać się z bólu.
- Ewa, dzwoń na pogotowie, szybko, bo coś się ze mną dzieje – krzyknęła słabym głosem.
- Nigdzie nie zadzwonię moja słodziutka – powiedziałam spokojnie, wyrywając jej z ręki telefon.
- Co ty robisz, zabijesz mnie – wyjąkała z trudem sinymi wargami.
- I o to mi chodzi. Nie mam na imię Ewa, tylko Aga. Pamiętasz mojego brata Jaśka? To przez ciebie popełnił samobójstwo, suko. Odpłaciłam ci za to.
Patrzyła
na mnie z przerażeniem, ale nie mogła już ruszyć ręką ani
wydobyć słowa. Wytarłam telefon, szklankę, kieliszek i klamki.
Poczekałam, aż głowa jej opadnie a oczy staną się martwe. Gdy
przekonałam się, że nie żyje, wyszłam cicho z mieszkania. Nikt
mnie nie widział.
Podobno
opiekunka ją znalazła. Mówiono, że popełniła samobójstwo.
Wyjechałam z miasta, niszcząc wszystkie dowody istnienia Ewy. Czy
żałuję? Absolutnie nie, pomściłam śmierć brata. Tylko że
zemsta nie jest taka słodka jak myślałam.
Prawa
autorskie
Jolanta
Szymanek
Tekst nie był
nigdzie publikowany
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz